W historycznym kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Gdyni celebrowano Mszę św. w intencji ofiar Grudnia '70. Liturgii przewodniczył bp Wiesław Szlachetka. Po niej kilkaset osób przeszło ulicami miasta w marszu milczenia pod pomnik ofiar przy Urzędzie Miejskim.
Wieczorna część gdyńskich obchodów rozpoczęła się w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa. Zanim wierni zasiedli w ławkach, wysłuchali poruszającego koncertu zespołu wokalno-aktorskiego Sonanto. Artyści przypomnieli pieśni lat 70. i 80., związane z Grudniem '70 i Sierpniem '80, przeplatając je oryginalnymi nagraniami głosów komunistycznych władz i służb. Szczególne poruszenie wywołało wykonanie utworu "Janek Wiśniewski padł" na tle autentycznych drzwi, na których 17 grudnia 1970 r. niesiono ciało zabitego Zbyszka Godlewskiego.
Gdynia, 55. rocznica Grudnia'70, fragment koncertu
Piotr Piotrowski /Foto Gość
- To jest świadectwo naszej pamięci. Pamięci, która jest żywa, bez której nie byłoby naszej teraźniejszości, ale nie byłoby również przyszłości - mówił we wprowadzeniu do liturgii ks. prał. Jacek Bramorski, proboszcz parafii. - Dziękuję wszystkim, którzy pamiętają, dla których ta data jest wyryta w sercu. Modlimy się za tych, którzy w grudniu 1970 roku przelali swoją krew, abyśmy my dzisiaj mogli być wolni - dodał.
Mszy św. przewodniczył bp Szlachetka, biskup pomocniczy archidiecezji gdańskiej. W homilii odwołał się do genealogii Jezusa Chrystusa, ukazując ją jako zwierciadło ludzkich dziejów, pełnych zarówno wierności, jak i zdrady, mądrości i pychy. - Zauważamy, że do Jego genealogii należą ludzie reprezentujący różne postawy i typy charakterów. Jak w zwierciadle odbijają się w nich dzieje całej ludzkości - mówił pasterz. - Te postawy wyrażają sposób korzystania z wolności, która dana jest człowiekowi przez Boga - zaznaczył.
Jak podkreślał, wolność nie jest dana raz na zawsze. - Z wolności można korzystać dobrze albo źle. Gdy człowiek słucha Boga, ocala swoją wolność. Gdy natomiast odwraca się od Boga, odrzuca Jego głos. Najpierw ten, który rozbrzmiewa w sumieniu, i wtedy wolność zostaje utracona, a człowiek staje się wewnętrznie zniewolony. Wówczas wolność zamienia się w "nieszczęsną samowolę", jak pisał ks. Józef Tischner - dodał.
Gdynia, 55.rocznica Grudnia'70, wejście procesji
Piotr Piotrowski /Foto Gość
Kaznodzieja przypomniał, że mimo ludzkich błędów i grzechów Bóg potrafi prowadzić historię ku dobru. - Genealogia Jezusa zaświadcza o tym, że Bóg pisze prosto nawet po krzywych liniach ludzkiej historii. To z tej genealogii Bóg wyprowadził Ciało dla swojego słowa, człowieczeństwo dla swojego Syna - mówił.
W dalszej części homilii pasterz wprost nawiązał do tragedii, która rozegrała się w Gdyni.- Bolesnym przykładem takiej kainowej postawy był dramat, który rozegrał się tutaj 17 grudnia 1970 roku. Ówczesne władze, zaślepione komunistyczną ideologią, wydały rozkaz strzelania do bezbronnych ludzi spieszących do pracy i do szkoły. Do dziś sprawa ta nie doczekała się sprawiedliwego osądu - powiedział. Podkreślał, że modlitwa obejmuje nie tylko ofiary, ale i sprawców. - Modlimy się także za tych, którzy wydawali rozkazy, za tych, którzy strzelali, oraz za tych, którzy dziś próbują relatywizować to zło. Szczególnie modlimy się jednak za naszych braci i siostry, którzy złożyli życie na ołtarzu ojczyzny, aby zostali przyjęci do ojczyzny niebieskiej - wzywał.
Gdynia, 55. rocznica Grudnia'70, fragment homilii
Piotr Piotrowski /Foto Gość
Biskup ostrzegał również przed współczesnymi formami ideologii, które pod pozorem wolności i tolerancji niszczą hierarchię wartości. - Marksizm - jak wirus - łatwo mutuje, by dalej niszczyć ludzkie umysły i sumienia. Dlatego trzeba w świetle Bożej mądrości oceniać przeszłość, badać teraźniejszość i roztropnie budować przyszłość. Nie wolno zaprzepaścić krwi bezbronnych, którzy oddali życie za wolność ojczyzny - dodał.
Po liturgii kilkaset osób wyruszyło w marszu milczenia sprzed kościoła NSPJ pod pomnik Ofiar Grudnia 1970 przy gdyńskim magistracie. W ciszy, przerywanej jedynie odgłosem kroków, szli ludzie różnych pokoleń. - Mój ojciec był wtedy młodym portowcem, który rano ruszył do pracy. Przeżył, ale trauma została na całe życie - mówił jeden z uczestników marszu, pan Andrzej, mieszkaniec Gdyni. - Przychodzę tu co roku, bo to nie jest tylko historia. To jest ostrzeżenie, żeby władza nigdy więcej nie podniosła ręki na własnych obywateli - dodał.
17 grudnia 1970 r. w Gdyni w demonstracji wzięło udział ponad 4 tys. osób. Wojsko i milicja użyły broni palnej wobec bezbronnych ludzi, idących rano do pracy po partyjnych apelach o "spokój". Według oficjalnych danych, zginęło 18 osób, głównie młodych robotników, uczniów i studentów.
Archidiecezja Gdańska