"Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem /…/Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali»" (J 13,34-35).
Czcigodni Bracia w Kapłaństwie,
Wielebne Siostry Zakonne, Osoby Konsekrowane, Klerycy,
Przedstawiciele Wspólnot i Ruchów Religijnych,
Szanowni Przedstawiciele Władz Samorządowych,
Drodzy Pielgrzymi, Goście,
Umiłowani w Chrystusie Siostry i Bracia!
1. Duch misyjny św. Wojciecha
W dniu dzisiejszym nasze myśli biegną ku św. Wojciechowi, Patronowi naszej archidiecezji i Patronowi całej Polski. Są to myśli pełne wdzięczności za przyniesienie na Pomorze Chrystusa i Jego wiary. Tej wiarze nie zawahał się dać świadectwa całym swoim życiem. To jego świadectwo wiary, jak wiemy, przyjęło formę najwyższą, bo dokonało się w męczeństwie. Śmierć męczeńską św. Wojciech poniósł 23 kwietnia 997 roku z rąk pruskich pogan, w miejscu oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów na południe od Gdańska, które tradycja z czasem nazwała Świętym Gajem.
Choć św. Wojciech śmierć poniósł w innym miejscu, tutejsze wzgórze zostało naznaczone wyjątkową jego działalnością misyjną. Po przybyciu do Gdańska, jak podaje tradycja, został skierowany w to miejsce, bo tu znajdowała się osada, w której mieszkańcy praktykowali kulty pogańskie. Na jego wzgórzu znajdował się potężny dąb, symbol bóstwa pogańskiego, pod którym odbywały się praktyki pogańskie. Z zapałem i odwagą zabrał się do nawracania pogan. Jego nauczanie było tak porywające i przekonywujące, że w przeciągu dwóch tygodni chrzest przyjęło i nawróciło się blisko 1000 pogan. Wówczas to Wojciech wraz z towarzyszącymi mu misjonarzami miał ściąć potężny dąb i na nim odprawić pierwszą Mszę św. Tak więc wzgórze, dotychczas pogańskie, stało się miejscem kultu prawdziwego Boga, który objawił swoje oblicze pełne miłości w Jezusie Chrystusie.
Na tym wzgórzu wreszcie, jak podaje tradycja, przetrzymywano pośmiertnie ciało biskupa Wojciecha, zanim zostało ostatecznie wydane do Gniezna, gdzie po dzień dzisiejszy jest przechowywane i czczone.
Dzisiaj to wzgórze stało się miejscem pielgrzymowania wierzących i poszukiwania umocnienia w wierze. W tym duchu w dniu dzisiejszym pielgrzymki: jedna dorosłych z Bazyliki Mariackiej, a druga młodzieży od św. Ignacego, w Orunii, podążając jego śladami, przybyły na to Świętowojciechowe wzgórze, aby wespół z innymi pielgrzymami uczestniczyć w dziękczynnej Eucharystii. Celebrując ją w tym miejscu, łączymy się duchowo ze św. Wojciechem i tymi wszystkimi, którzy, ubogaceni jego świadectwem, mimo różnych zawieruch dziejowych, stali się odważnymi i wiernymi kustoszami świętej wiary, którzy od dnia jego męczeństwa aż po dzień dzisiejszy żyli i nadal żyją wiarą, przyniesioną przez tego świętego Misjonarza.
2. Spuścizna duchowa św. Wojciecha
Stojąc na tym wzgórzu i przywołując postać św. Wojciecha, uświadamiamy sobie, że jesteśmy spadkobiercami tysiącletniej historii ewangelizacji Pomorza. Bycie spadkobiercą tej wspaniałej spuścizny zobowiązuje do myślenia o tym dziedzictwie również na przyszłość. Dlatego, w tym miejscu nie możemy sobie nie postawić pytania o spuściznę tego wielkiego Misjonarza naszych ziem. Jak głęboko jego duchowy testament żyje w nas? Na ile żyjemy wiarą, którą głosił i na ile ona kształtuje nasze codzienne chrześcijańskie życie?
Jesteśmy ludźmi wierzącymi, staramy się tę wiarę rozwijać, a z drugiej strony zdajemy sobie sprawę z trudności w jej wyznawaniu. Trudności te rodzą się w nas samych, kiedy nie czujemy mocy wiary. Przychodzą także z zewnątrz, bo też na różne sposoby próbuje nam się wmawiać, że wiara to już przeżytek, że trzeba z nią skończyć. Niestety, często z łatwością ulegamy propagandzie przeciwników wiary i pozwalamy się zamykać w wyznawaniu tej wiary do sfery czysto prywatnej. Nie starcza nam odwagi przyznać się w przestrzeni publicznej do przyjaźni z Chrystusem. Lęk "co powiedzą inni" zamyka nam usta i odbiera wolność w odważnym pójściu za Chrystusem. Musimy sobie zdawać sprawę, że uległość tej laickiej propagandzie nieuchronnie prowadzi do kryzysu wiary, a w konsekwencji do oddalenia się od Boga. Człowiekowi zaczyna wówczas brakować właściwej motywacji, wydaje mu się że wiara nic nie wnosi w jego życie, dyspensuje się od praktyk pobożnościowych. Nie czuje potrzeby rozbudzania w sobie ducha religijnego, ani przekazywania wiary innym, poczynając od własnej rodziny. W takim stanie ducha nierzadko Boga próbuje się wymienić na małe lub większe bożki, które wydają się dawać natychmiastową satysfakcję i przyjemność.
Czy taką wiarę, niezdolną do jakiejkolwiek przemiany naszego życia, przyniósł nam św. Wojciech? Taka wiara nie jest wiele warta, nie zapewnia prawdziwego szczęścia i nie otwiera drogi do zbawienia ani do życia wiecznego, ku któremu wszyscy, bez wyjątku, jesteśmy ukierunkowani!
Dzisiaj potrzebujemy nowej rewolucji Ducha. Uświadamiamy sobie potrzebę nowego rozbudzenia i umocnienia w wierze. Potrzebujemy żywej wiary, która z mocą będzie kształtować naszą postawę chrześcijańską i ludzką. Potrzebujemy wiary, która będzie formować na nowo nasze rodziny, nasze relacje międzyludzkie, nasze społeczeństwo. Potrzebujemy wiary, która wniesie światło Ewangelii w nasze życie i ukaże nam jasno cel tego życia. Tę wiarę jesteśmy winni Jezusowi Chrystusowi, który za nas oddał swoje życie na krzyżu. Tę wiarę jesteśmy winni św. Wojciechowi, który przyniósł na naszą ziemie Chrystusa. Tę wiarę jesteśmy winni wreszcie tym wszystkim, którzy przez wieki jej bronili i wiernie przekazywali z pokolenia na pokolenie, aby i dla nas stała się najcenniejszym darem Bożym i aby i dla nas była prawdziwym źródłem życia i uświęcenia.
3. Zatroszczmy się o własną wiarę!
Jesteśmy więc wezwani do ożywienia swojej wiary. Ale jak to czynić? Opatrzność Boża, która zna nasze trudności i duchowe potrzeby, podsuwa nam drogę ożywienia tej wiary. Czyni to słowami dzisiejszej Ewangelii. Jest to droga miłości, która ma swój początek w Wieczerniku. To tu Jezus wypowiedział słowa, które zawierają niepowtarzalne przesłanie. Jest nim Przykazanie miłości, abyśmy się wzajemnie miłowali.
Kontekst przekazania tego największego Przykazania jest wyjątkowy. W tle jest zdrada Judasza. Uczniowie wraz z Jezusem w Wieczerniku spożywają Ostatnią Wieczerzę. W trakcie jej spożywania Jezus oznajmia uczniom, że Jego życie na ziemi dobiega końca. Niebawem zostanie zdradzony przez jednego z uczniów, następnie pojmany i skazany na śmierć przez Faryzeuszy i Uczonych w Piśmie. Te słowa Jezusa przeraziły uczniów. Spoglądali jeden na drugiego i pytali o kim mówi. Wówczas to Jezus wziął kawałek chleba, umoczył go i podał Judaszowi, mówiąc: "Co chcesz czynić, czyń prędzej". A on zaraz wyszedł.
Gest podania chleba, jest znakiem najwyższej miłości, jaką Jezus okazuje Judaszowi. Chleb, który Judasz otrzymuje do spożycia, za chwilę stanie się Ciałem Jezusa, symbolem Jego ofiary na krzyżu. Dając Judaszowi kawałek chleba, daje mu do zrozumienia, że z miłości również za niego oddaje swoje życie. Ale on tej miłości nie przyjmuje. Odrzucenie jej jest prawdziwą zdradą.
Ten kawałek chleba oznacza więc dar z siebie. Połączony zaś z wcześniejszym umyciem uczniom nóg oznacza także służbę. Prawdziwa miłość zatem wyraża się w dwóch aspektach: w darze siebie i w służbie drugiemu człowiekowi. Służba i dar siebie to dwa wymiary istoty bycia chrześcijaninem, uczniem Chrystusa. Przypomina o tym Jezus w dzisiejszej Ewangelii: "Po tym poznają, że jesteście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali". Miłość nie jest więc czymś abstrakcyjnym, ale bardzo konkretną postawą służby i dawania siebie innym. Taka miłość w człowieku pochodzi tylko od Boga. Ona rodzi w człowieku prawdziwą wiarę. Wiarę, że Bóg mnie kocha i że mnie posyła z miłością do drugiego człowieka.
W tę Bożą miłość wpisuje się życie i posługa św. Wojciecha. Rozumiał doskonale, że nie ma prawdziwej wiary bez bycia dla drugiego człowieka. Dlatego w jego sercu zapłonęło gorące pragnienie niesienia z miłością wiary innym. Dlatego właśnie jego posługa misyjna na naszych ziemiach.
W tę miłość wpisuje się życie każdego z nas. Przyjmując do swojego serca chleb, który jest Ciałem Chrystusa, stajemy się darem dla innych dawanym w miłości. Ta miłość rozbudza w nas wiarę, a wiara zbliża do Chrystusa, aby jeszcze bardziej miłować innych Jego miłością. Wydaje mi się, że zrozumieliśmy czym jest wzajemne przenikanie się wiary i miłości. W tych ostatnich miesiącach daliśmy tego piękne, budujące świadectwo, otwierając nasze serca i nasze domy dla sióstr i braci z Ukrainy, którzy zostali zaatakowani przez rosyjskiego agresora, pozbawieni pokoju, domów, możliwości życia. To świadectwo dajecie troszcząc się o potrzebujących, których jest wciąż wiele wokół nas. To wasze świadectwo jest widoczne w trosce o znaki i symbole religijne, których jest tak wiele w naszym otoczeniu. Odwiedzając parafie, widzę choćby krzyże i kapliczki przydrożne zadbane i zwykle przyozdobione kwiatami. To świadectwo dajecie przychodząc na to wzgórze, aby Boga przez orędownictwo św. Wojciecha prosić o szczególne błogosławieństwo. Dajmy to świadectwo przez regularne uczestnictwo w niedzielnej, a może i częstszej, Mszy i Komunii świętej.
Dziękujmy dzisiaj Bogu i św. Wojciechowi za dar wiary, za możliwość jej wyznawania. Jeśli ona będzie w nas mocna, będziemy mocni w naszym człowieczeństwie i będzie też mocne nasze chrześcijaństwo.
Na zakończenie tego naszego rozważania chciałbym przywołać słowa św. Jana Pawła II, który w jednej ze swoich homilii przypominał: "Ktokolwiek otrzymuje wiarę, obowiązany jest przekazać ją innym, światło Pana, które pada w nasz mrok, jest światłem dla świata (por Mt 5,14). Jest to nasz dług wobec wszystkich naszych bliźnich, życie nasze pozostaje pod znakiem słów Apostoła Narodów: Biada mi (…), gdybym nie głosił Ewangelii (1 Kor 9,16). Każdy jest powołany do dawania całkowicie osobistego świadectwa. Każdy zarazem jest zobowiązany starać się o wspólne świadectwo".
Bądźmy apostołami wiary i miłości wszędzie, w domu, na ulicy, na placu, na drodze, przy pracy, w szkole w urzędzie, jak zachęca papież Franciszek, a wówczas damy najlepsze świadectwo wierności spuściźnie duchowej naszego wielkiego Misjonarza - św. Wojciecha. Amen.